**Selena Pov**
-Bredzisz kochana, moim zdaniem powinnaś
wybrać się na tę kolację.- zaczesuje palcami swe piękne, zdrowe blond
włosy, by po chwili kilka kosmyków opadło na jej zmarszczone czoło.
-Nie
jestem przekonana do tego faceta, nie mogę patrzeć tylko na jego
wygląd, przecież nie to jest najważniejsze, zdecydowanie liczy się
wnętrze.- gwizd czajnika przerywa mi, czyli czas wlać wodę do białych,
porcelanowych filiżanek, w których znajduje się kawa.
-Wnętrze jest
ważne, ale co ci z mądrego mężczyzny, skoro z wyglądu będzie przypominać
Jasia fasolę?- mówiąc to kołysze śmiesznie głową, przez moment
przypomina swoją postawą typową tipsiarę, na co parskam śmiechem.
-Oh,
daj spokój. Fasola nie jest taki zły, gdyby się troszkę odpicował i
zmienił wóz.- odwracam w jej stronę głowę, natomiast ciałem jestem
zwrócona ku blacie, na którym położona jest już zaparzona kawa. Chwytam w
lewą rękę jedno ciepłe ucho przymocowane do naczynia, zaś do prawej
drugi kubek.
-Jedynym przyjacielem jakiego przy sobie miał, to mały,
brązowy miś.-wzdycha, na co ja znów reaguję chichotem, a że jest on
zaraźliwy dziewczyna przyłącza się do mnie.
-Koniec żartów, lepiej
powiedz co zamierzasz zrobić z tym zaproszeniem na randkę.- pyta, biorąc
mały talerzyk w wzorki. Sięga po ciastko, by po chwili zajadać się
jeszcze ciepłym wypiekiem.-Mmm, jakie dobre.- muczy, a z jej buzi wypada
kilka okruchów.
-Sama nie wiem.- wzdycham opierając głowę na rękę,
której łokieć oparty jest o blat kuchenny.- Z jednej strony ciągnie mnie
do niego, chciałabym go poznać, móc pogadać z nim. Jednakże coś z głębi
serca mówi mi, żebym dała sobie spokój, bo to nie obiekt westchnień dla
mnie.
-Moim zdaniem powinnaś zaryzykować, teoretycznie człowiek uczy się na błędach.
-Teoretycznie, to ja już powinnam być zamężna i opiekować się swoimi dziećmi.- oblizałam swe spierzchnięte usta.
-Przypominam
ci, że dziecko posiadasz.- kiwa blond czupryną w stronę białej komody
ustawionej na przeciwnej ścianie. W oczy od razu rzuca mi się fioletowa
ramka z zdjęciem mojego aniołka. Na fotografii miał zaledwie 7 lat,
uśmiechnięty od ucha do ucha w stronę pana fotografa. Szczerzył te swoje
proste i zarazem białe jak śnieg ząbki. Iskierki radości tańczyły w
tych pięknych, dużych brązowych oczkach.
Pamiętam, ile bólu
fizycznego zadało mi urodzenie go, męczyłam się szacując jakoś pięć
godzin. Cieszyłam się nim każdego dnia, kiedy pielęgniarka przynosiła
jego drobne ciałko do karmienia. Tak łapczywie wsysał się w pierś. Lecz
chwila szczęścia nie trwała długo, kilka dni po wyjściu ze szpitala
matka mojego byłego chłopaka bezkarnie odebrała Justina. Nie potrafiłam
pogodzić się z faktem, że moje dziecko należy do kogoś innego. Płakałam
dniami i nocami, na marne.
Wiele razy próbowałam się skontaktować z
Jerremim, nie raczył odebrać moich telefonów. Zdarzało się, że
przychodziłam pod jego dom, ale groził, że jeśli nie opuszczę
terytorium, wezwie policję.
Nie oczekiwałam od niego cudów, pragnęłam jedynie zobaczyć na moment swojego maluszka.
Na
to wspomnienie łzy spłynęły mi po policzkach, kończąc na szarej
koszulce z kieszonką. Otarłam słoną ciecz wierzchem dłoni, pociągnęłam
nosem.- Przepraszam słonko, nie chciałam, żebyś płakała. Nie powinnam
była wspominać, tak mi przykro.- przytuliła mnie od razu, kiedy
przybliżyła się do mojej osoby. Nie wahając się ani na moment uczyniłam
to samo. Wtuliłam się w jej drobne ciało, chlipiąc w kościste ramię
Mirandy.- Czy po tym wszystkim, widziałaś go kiedyś?- zapytała cichutko,
kojąco głaszcząc plecki.
-Nigdy.- pociągnęłam ponownie
noskiem.-Próbowałam go zobaczyć, zamienić kilka słów, ale ani Jerry, ani
jego matka nie odstępowali go na krok. Nie było takich możliwości.
-Musisz
się nie poddawać, jesteś silną kobietą. Na twoim miejscu spróbowałabym
ze wszystkich sił się z nim skontaktować. Przecież ma dziewiętnaście
lat, już dawno wyszedł spod kontrolnej lupy.
-Możliwe.- skwitowałam, i
wydmuchałam nosek, a zużytą chusteczkę wyrzuciłam do kosza pod zlewem.-
Ciekawi mnie to, jak wygląda, czy kogoś ma.- uśmiechnęłam się
mimowolnie, znów wypuszczając łzy spomiędzy powiek.
**Justin Pov**
Dźwięk
budzika ustawionego w moim smartfonie po raz enty rozbrzmiał po pokoju.
To takie wkurwiające, kiedy chcesz sobie pospać, bo jest sobota, ale za
każdym razem, gdy tylko przymkniesz oko ktoś lub coś ci w tym
przeszkodzi.
-Kurwa.-syknąłem wyciągając rękę spod kołdry, uchwyciłem
telefon i sprawnie wyłączyłem alarm ustawiony na dziesiątą rano.
Zastanawiam się tylko, po co do jasnej cholery miałem obudzić się o tej
porze, skoro nigdzie się nie wybieram. Wzdycham ze swojej głupoty.
Przeciągam
się na łóżku, prężąc wszystkie mięśnie. Ziewam na głos, a na sam koniec
przecieram małpimi rękami nie wyspaną twarz. Uchylam kołdrę, przez co
moje ciało wchodzi w kontakt z zimnym powietrzem w pomieszczeniu..
stękam.
W samych bokserkach z Calvina Klein'a przemierzam pokój
kierując się do osobistej łazienki umieszczonej naprzeciw dwuosobowego
łoża. Załatwiam swoje potrzeby, doprowadzam się do stanu normalności,
finalnie ubieram się i gotowy wychodzę ze swojego azylu.
Schodząc po
schodach na parter jestem w stanie usłyszeć rozmowę rodziców oraz
sąsiadów dobiegającą z salonu.- Dzień dobry.- delikatnie się uśmiecham
przechodząc obok pomieszczenia, w którym chwilowo się znajdują, pędzę do
kuchni.
Mój wzrok pada na cztery kanapki pozostawione bez żadnej
ochrony na owalnym talerzyku, na ten widok żołądek daje o sobie znaki.
Wczoraj wieczorem nic nie jadłem, nawet nie miałem czasu na to, żeby
sobie coś przygotować. W końcu imprezka była o wiele, wiele ważniejsza.
Poszedłem z pustym brzuchem, możliwe, że temu się tak schlałem. Na
wspomnienie o wódce i piwsku skronie zaczynają pulsować. Oblizałem kciuk
jak i palec wskazujący, by po krótkiej chwili sięgnąć do apteczki,
wziąć jakaś tabletkę, która pozbędzie się bólu i wprowadzi spokój.
-I
jak tam impreza?- ojciec zachodzi mnie od tyłu, przez co wzdrygam się
lekko i niefortunnie uderzam czołem o wysunięta szufladę. Od razu masuję
bolące miejsce i syczę klnąc pod nosem.
-Kurwa, nie strasz mnie
tak.- posyłam mu spojrzenie przepełnione gniewem.- Impreza jak każda
inna. Masa chętnych lasek, dragi, szlugi, zioło, alko, tańce i na końcu
rzygańce.- popijam kapsułkę, która wraz z wodą ląduje w moim brzuchu.
-Rozumiem.- śmieje się ze mnie i mojego stanu. Nie wyglądam za dobrze, jestem tego świadom.
-Cześć
synuś.- tym razem atakuje mnie mama, podchodzi bliżej i cmoka czoło.
Tym samym uśmierzając ból spowodowany za dużą ilością spożytego
alkoholu, głośnej muzyki i uderzenia o szafkę.
-Hej.- uśmiecham się.
-Godzinę
temu do naszych skromnych progów zawitała Anastasia, pytała o ciebie.-
to moja dziewczyna, jestem z nią tylko i wyłącznie ze względu na sex.
Jest kurewsko dobra w te klocki. Nieziemsko obciąga.- Nie podoba mi się
ta dziewczyna. Stać cię na coś więcej, może powiedz jej jako chłopak,
żeby zmieniła swój styl. Pomóż jej jakoś.- zaczęła swoją gadkę w między
czasie wkładała brudne naczynia do zmywarki.
-Z szmaty jedwabiu nie
zrobisz, bardzo mi przykro.- zaciskam usta w cienką linię, wyciągam z
lodówki zimną butelkę wody mineralnej i kieruję się w stronę pokoju.
*************
Jest i pierwszy rozdział!!
Mam nadzieję, że się spodoba. Nic się jak na razie nie dzieje, jakoś nie powala na kolana.
Ale obiecuję, że będzie tylko lepiej:)
@blind_lof - ask:)
niedziela, 4 września 2016
sobota, 20 sierpnia 2016
Prolog.
Czarnowłosa, niesamowicie piękna dziewczynka siedziała na skórzanej kanapie. Zaciekawiona wpatrywała się w duży ekran telewizora. Na kanale, który jako pierwszy pojawił się, gdy tylko włączyła telewizor transmitowano hiszpańską telenowelę. Oglądając, popijała ulubioną herbatkę z owoców leśnych. Podniosła malutką, kościstą dłoń, w której trzymała porcelanowy kubeczek z podobizną myszki miki, wzięła mały łyczek i powolutku połknęła ciepłą ciecz, tak by nie sparzyć gardła. Końcem języka delikatnie oblizała swe spierzchnięte usta, aby ponownie unieść kubek na wysokość warg. Wtem jej ciężarny brzuch przeszył ból. Nie przygotowana na kopnięcie niemowlaka, upuściła naczynie. Pech chciał, że gorąca substancja rozlała się na dużych rozmiarów brzuszek, przez co krzyknęła jeszcze głośniej i zapłakała żałośliwie spanikowana.
-Mamo, to chyba już!- zalana słonymi łzami pisnęła podpierając się po obu stronach swoich bioder, próbowała wstać, lecz na marne.
-Ian!-wrzasnęła na cały dom-Wyłaź z tego garażu, zabieraj kluczyki, jedziemy na pogotowie!- Dafne, matka Seleny popadła w jeszcze większą panikę niż córka. Bezsensownie dreptała po salonie, palcami przeczesywała kasztanowe włosy nie wiedząc w jaki sposób pomóc córeczce.
-Pomóż mi, proszę. Nie potrafię wstać- powiedziała nieco spokojniej, ponieważ ból minimalnie ustał, lecz ból po oparzeniu nadal towarzyszył. Uważała, że już po wszystkim, że to tylko niespokojny ruch malca.
Jednakże to był objaw ciszy przed burzą.
********************
-Mamo, błagam, pomóż mi.- zapiszczała gryząc szpitalną narzutę na łóżko. Była wykończona pięciogodzinnym parciem, skakaniem na piłce. Jak zarówno śpiąca, albowiem zegar wiszący na obdartej z farby ścianie wskazywał godzinę pierwszą.
To za wiele na tak młody organizm. Miała tylko piętnaście lat, przecież to jeszcze dziecko, a lada chwila na świat mogło przyjść jej potomstwo.
-Widać główkę.- powiedział po chwili lekarz, fartuchem ocierając pot z zmarszczonego czoła. Nie wierzył, że młodziutka Gomez jednak urodzi. Nastawiony raczej na cesarskie cięcie, albo i nawet śmierć pacjentki.-Teraz uspokój się- pogłaskał zgrabne wnętrze uda-Przyj na mój znak, dobrze?-przytaknęła słabo, chwytając prześcieradło, zacisnęła piąstki oraz usta i na znak pana doktora, parła.-Oddychaj, spokojnie.-szeptał kojącym głosem, by choć troszkę przestała się bać- Przyj.-oznajmił, na jego komendę spięła swoje wszystkie mięśnie, warknęła głośno czując jak pielęgniarka nacina jej kobiecość.-Doskonale panienko Gomez, oby tak dalej- pochwalał. Kiedy powtórzyła schemat porodu dziecko wyślizgnęło się na ukrwawioną narzutę, od razu zaczęło płakać. Matka czarnowłosej delikatnie uchwyciła chłopczyka, podając go Selenie.
**********************
-Nie zgadzam się na to, by Selena wychowywała tego dzieciaka. Ma zaledwie piętnaście lat, to jeszcze nastolatka. Powinna korzystać z życia, bawić się, spotykać ze znajomymi.
Po uszy w pieluchach, nie przespane noce, wstawanie do niemowlaka po kilka razy w ciągu nocy. A nauka? A szkoła? Kiedy znajdzie na to czas? Wyobrażacie sobie, ile zaległości będzie mieć, ile materiału do nadrobienia?- zdenerwowana rodzicielka młodej matki skierowała pytanie do rodziców młodego ojca.- A tymczasem Jerremy, niczym nie wzruszony będzie balował w najlepsze nie myśląc o tym, jak ma się jego bachor.
-Dafne, nie spodziewałam się tego po tobie. Jak możesz, to twój wnuk, a nie podrzutek.- oburzona Pattie wtrąciła się do rozmowy przerywając w dalszemu narzekaniu kobiety, z którą od tego momentu w jakimś stopniu tworzy rodzinę.-Mały zamieszka z nami, od razu kiedy Selena wyjdzie ze szpitala i ani ty, ani twoja puszczalska córunia nie posiądzie żadnych praw. Niech się do niego nie zbliża, mój syn świetnie sobie poradzi, a ja i mąż pomożemy mu w opiece. Temat uważam za zamknięty. -poprawiła na odchodne swój szary żakiecik, odeszła.
____________________________
Prolog jakoś nie powala na kolana, wiem.
Docencie proszę moje starania, siedziałam nad nim dwa dni i cały czas coś zmieniałam, żeby miało to ręce i nogi. Myślę, że się chociaż troszkę spodoba i zostawicie po sobie ślad w postaci komentarza:)
@blind_lof -w razie pytań, zapraszam na aska:)
-Mamo, to chyba już!- zalana słonymi łzami pisnęła podpierając się po obu stronach swoich bioder, próbowała wstać, lecz na marne.
-Ian!-wrzasnęła na cały dom-Wyłaź z tego garażu, zabieraj kluczyki, jedziemy na pogotowie!- Dafne, matka Seleny popadła w jeszcze większą panikę niż córka. Bezsensownie dreptała po salonie, palcami przeczesywała kasztanowe włosy nie wiedząc w jaki sposób pomóc córeczce.
-Pomóż mi, proszę. Nie potrafię wstać- powiedziała nieco spokojniej, ponieważ ból minimalnie ustał, lecz ból po oparzeniu nadal towarzyszył. Uważała, że już po wszystkim, że to tylko niespokojny ruch malca.
Jednakże to był objaw ciszy przed burzą.
********************
-Mamo, błagam, pomóż mi.- zapiszczała gryząc szpitalną narzutę na łóżko. Była wykończona pięciogodzinnym parciem, skakaniem na piłce. Jak zarówno śpiąca, albowiem zegar wiszący na obdartej z farby ścianie wskazywał godzinę pierwszą.
To za wiele na tak młody organizm. Miała tylko piętnaście lat, przecież to jeszcze dziecko, a lada chwila na świat mogło przyjść jej potomstwo.
-Widać główkę.- powiedział po chwili lekarz, fartuchem ocierając pot z zmarszczonego czoła. Nie wierzył, że młodziutka Gomez jednak urodzi. Nastawiony raczej na cesarskie cięcie, albo i nawet śmierć pacjentki.-Teraz uspokój się- pogłaskał zgrabne wnętrze uda-Przyj na mój znak, dobrze?-przytaknęła słabo, chwytając prześcieradło, zacisnęła piąstki oraz usta i na znak pana doktora, parła.-Oddychaj, spokojnie.-szeptał kojącym głosem, by choć troszkę przestała się bać- Przyj.-oznajmił, na jego komendę spięła swoje wszystkie mięśnie, warknęła głośno czując jak pielęgniarka nacina jej kobiecość.-Doskonale panienko Gomez, oby tak dalej- pochwalał. Kiedy powtórzyła schemat porodu dziecko wyślizgnęło się na ukrwawioną narzutę, od razu zaczęło płakać. Matka czarnowłosej delikatnie uchwyciła chłopczyka, podając go Selenie.
**********************
-Nie zgadzam się na to, by Selena wychowywała tego dzieciaka. Ma zaledwie piętnaście lat, to jeszcze nastolatka. Powinna korzystać z życia, bawić się, spotykać ze znajomymi.
Po uszy w pieluchach, nie przespane noce, wstawanie do niemowlaka po kilka razy w ciągu nocy. A nauka? A szkoła? Kiedy znajdzie na to czas? Wyobrażacie sobie, ile zaległości będzie mieć, ile materiału do nadrobienia?- zdenerwowana rodzicielka młodej matki skierowała pytanie do rodziców młodego ojca.- A tymczasem Jerremy, niczym nie wzruszony będzie balował w najlepsze nie myśląc o tym, jak ma się jego bachor.
-Dafne, nie spodziewałam się tego po tobie. Jak możesz, to twój wnuk, a nie podrzutek.- oburzona Pattie wtrąciła się do rozmowy przerywając w dalszemu narzekaniu kobiety, z którą od tego momentu w jakimś stopniu tworzy rodzinę.-Mały zamieszka z nami, od razu kiedy Selena wyjdzie ze szpitala i ani ty, ani twoja puszczalska córunia nie posiądzie żadnych praw. Niech się do niego nie zbliża, mój syn świetnie sobie poradzi, a ja i mąż pomożemy mu w opiece. Temat uważam za zamknięty. -poprawiła na odchodne swój szary żakiecik, odeszła.
____________________________
Prolog jakoś nie powala na kolana, wiem.
Docencie proszę moje starania, siedziałam nad nim dwa dni i cały czas coś zmieniałam, żeby miało to ręce i nogi. Myślę, że się chociaż troszkę spodoba i zostawicie po sobie ślad w postaci komentarza:)
@blind_lof -w razie pytań, zapraszam na aska:)
Bohaterowie
Subskrybuj:
Posty (Atom)