niedziela, 4 września 2016

Rozdział 1.

**Selena Pov**
-Bredzisz kochana, moim zdaniem powinnaś wybrać się na tę kolację.- zaczesuje palcami swe piękne, zdrowe blond włosy, by po chwili kilka kosmyków opadło na jej zmarszczone czoło.
-Nie jestem przekonana do tego faceta, nie mogę patrzeć tylko na jego wygląd, przecież nie to jest najważniejsze, zdecydowanie liczy się wnętrze.- gwizd czajnika przerywa mi, czyli czas wlać wodę do białych, porcelanowych filiżanek, w których znajduje się kawa.
-Wnętrze jest ważne, ale co ci z mądrego mężczyzny, skoro z wyglądu będzie przypominać Jasia fasolę?- mówiąc to kołysze śmiesznie głową, przez moment przypomina swoją postawą typową tipsiarę, na co parskam śmiechem.
-Oh, daj spokój. Fasola nie jest taki zły, gdyby się troszkę odpicował i zmienił wóz.- odwracam w jej stronę głowę, natomiast ciałem jestem zwrócona ku blacie, na którym położona jest już zaparzona kawa. Chwytam w lewą rękę jedno ciepłe ucho przymocowane do naczynia, zaś do prawej drugi kubek.
-Jedynym przyjacielem jakiego przy sobie miał, to mały, brązowy miś.-wzdycha, na co ja znów reaguję chichotem, a że jest on zaraźliwy dziewczyna przyłącza się do mnie.
-Koniec żartów, lepiej powiedz co zamierzasz zrobić z tym zaproszeniem na randkę.- pyta, biorąc mały talerzyk w wzorki. Sięga po ciastko, by po chwili zajadać się jeszcze ciepłym wypiekiem.-Mmm, jakie dobre.- muczy, a z jej buzi wypada kilka okruchów.
-Sama nie wiem.- wzdycham opierając głowę na rękę, której łokieć oparty jest o blat kuchenny.- Z jednej strony ciągnie mnie do niego, chciałabym go poznać, móc pogadać z nim. Jednakże coś z głębi serca mówi mi, żebym dała sobie spokój, bo to nie obiekt westchnień dla mnie.
-Moim zdaniem powinnaś zaryzykować, teoretycznie człowiek uczy się na błędach.
-Teoretycznie, to ja już powinnam być zamężna i opiekować się swoimi dziećmi.- oblizałam swe spierzchnięte usta.
-Przypominam ci, że dziecko posiadasz.- kiwa blond czupryną w stronę białej komody ustawionej na przeciwnej ścianie. W oczy od razu rzuca mi się fioletowa ramka z zdjęciem mojego aniołka. Na fotografii miał zaledwie 7 lat, uśmiechnięty od ucha do ucha w stronę pana fotografa. Szczerzył te swoje proste i zarazem białe jak śnieg ząbki. Iskierki radości tańczyły w tych pięknych, dużych brązowych oczkach.
Pamiętam, ile bólu fizycznego zadało mi urodzenie go, męczyłam się szacując jakoś pięć godzin. Cieszyłam się nim każdego dnia, kiedy pielęgniarka przynosiła jego drobne ciałko do karmienia. Tak łapczywie wsysał się w pierś. Lecz chwila szczęścia nie trwała długo, kilka dni po wyjściu ze szpitala matka mojego byłego chłopaka bezkarnie odebrała Justina. Nie potrafiłam pogodzić się  z faktem, że moje dziecko należy do kogoś innego. Płakałam dniami i nocami, na marne.
Wiele razy próbowałam się skontaktować z Jerremim, nie raczył odebrać moich telefonów. Zdarzało się, że przychodziłam pod jego dom, ale groził, że jeśli nie opuszczę terytorium, wezwie policję.
Nie oczekiwałam od niego cudów, pragnęłam jedynie zobaczyć na moment swojego maluszka.
Na to wspomnienie łzy spłynęły mi po policzkach, kończąc na szarej koszulce z kieszonką. Otarłam słoną ciecz wierzchem dłoni, pociągnęłam nosem.- Przepraszam słonko, nie chciałam, żebyś płakała. Nie powinnam była wspominać, tak mi przykro.- przytuliła mnie od razu, kiedy przybliżyła się do mojej osoby. Nie wahając się ani na moment uczyniłam to samo. Wtuliłam się w jej drobne ciało, chlipiąc w kościste ramię Mirandy.- Czy po tym wszystkim, widziałaś go kiedyś?- zapytała cichutko, kojąco głaszcząc plecki.
-Nigdy.- pociągnęłam ponownie noskiem.-Próbowałam go zobaczyć, zamienić kilka słów, ale ani Jerry, ani jego matka nie odstępowali go na krok. Nie było takich możliwości.
-Musisz się nie poddawać, jesteś silną kobietą. Na twoim miejscu spróbowałabym ze wszystkich sił się z nim skontaktować. Przecież ma dziewiętnaście lat, już dawno wyszedł spod kontrolnej lupy.
-Możliwe.- skwitowałam, i wydmuchałam nosek, a zużytą chusteczkę wyrzuciłam do kosza pod zlewem.- Ciekawi mnie to, jak wygląda, czy kogoś ma.- uśmiechnęłam się mimowolnie, znów wypuszczając łzy spomiędzy powiek.



**Justin Pov**

Dźwięk budzika ustawionego w moim smartfonie po raz enty rozbrzmiał po pokoju. To takie wkurwiające, kiedy chcesz sobie pospać, bo jest sobota, ale za każdym razem, gdy tylko przymkniesz oko ktoś lub coś ci w tym przeszkodzi.
-Kurwa.-syknąłem wyciągając rękę spod kołdry, uchwyciłem telefon i sprawnie wyłączyłem alarm ustawiony na dziesiątą rano. Zastanawiam się tylko, po co do jasnej cholery miałem obudzić się o tej porze, skoro nigdzie się nie wybieram. Wzdycham ze swojej głupoty.
Przeciągam się na łóżku, prężąc wszystkie mięśnie. Ziewam na głos, a na sam koniec przecieram małpimi rękami nie wyspaną twarz. Uchylam kołdrę, przez co moje ciało wchodzi w kontakt z zimnym powietrzem w pomieszczeniu.. stękam.
W samych bokserkach z Calvina Klein'a przemierzam pokój kierując się do osobistej łazienki umieszczonej naprzeciw dwuosobowego łoża. Załatwiam swoje potrzeby, doprowadzam się do stanu normalności, finalnie ubieram się i gotowy wychodzę ze swojego azylu.
Schodząc po schodach na parter jestem w stanie usłyszeć rozmowę rodziców oraz sąsiadów dobiegającą z salonu.- Dzień dobry.- delikatnie się uśmiecham przechodząc obok pomieszczenia, w którym chwilowo się znajdują, pędzę do kuchni.
Mój wzrok pada na cztery kanapki pozostawione bez żadnej ochrony na owalnym talerzyku, na ten widok żołądek daje o sobie znaki. Wczoraj wieczorem nic nie jadłem, nawet nie miałem czasu na to, żeby sobie coś przygotować. W końcu imprezka była o wiele, wiele ważniejsza. Poszedłem z pustym brzuchem, możliwe, że temu się tak schlałem. Na wspomnienie o wódce i piwsku skronie zaczynają pulsować. Oblizałem kciuk jak i palec wskazujący, by po krótkiej chwili sięgnąć do apteczki, wziąć jakaś tabletkę, która pozbędzie się bólu i wprowadzi spokój.
-I jak tam impreza?- ojciec zachodzi mnie od tyłu, przez co wzdrygam się lekko i niefortunnie uderzam czołem o wysunięta szufladę. Od razu masuję bolące miejsce i syczę klnąc pod nosem.
-Kurwa, nie strasz mnie tak.- posyłam mu spojrzenie przepełnione gniewem.- Impreza jak każda inna. Masa chętnych lasek, dragi, szlugi, zioło, alko, tańce i na końcu rzygańce.- popijam kapsułkę, która wraz z wodą ląduje w moim brzuchu.
-Rozumiem.- śmieje się ze mnie i mojego stanu. Nie wyglądam za dobrze, jestem tego świadom.
-Cześć synuś.- tym razem atakuje mnie mama, podchodzi bliżej i cmoka czoło. Tym samym uśmierzając ból spowodowany za dużą ilością spożytego alkoholu, głośnej muzyki i uderzenia o szafkę.
-Hej.- uśmiecham się.
-Godzinę temu do naszych skromnych progów zawitała Anastasia, pytała o ciebie.- to moja dziewczyna, jestem z nią tylko i wyłącznie ze względu na sex. Jest kurewsko dobra w te klocki. Nieziemsko obciąga.- Nie podoba mi się ta dziewczyna. Stać cię na coś więcej, może powiedz jej jako chłopak, żeby zmieniła swój styl. Pomóż jej jakoś.- zaczęła swoją gadkę w między czasie wkładała brudne naczynia do zmywarki.
-Z szmaty jedwabiu nie zrobisz, bardzo mi przykro.- zaciskam usta w cienką linię, wyciągam z lodówki zimną butelkę wody mineralnej i kieruję się w stronę pokoju.
*************
Jest i pierwszy rozdział!!
Mam nadzieję, że się spodoba. Nic się jak na razie nie dzieje, jakoś nie powala na kolana.
Ale obiecuję, że będzie tylko lepiej:)
@blind_lof - ask:)
Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon.